Moja historia – jak to się zaczęło?
Często mówimy o rozwoju zawodowym, że to takie istotne, osiąganie sukcesów, wspinanie się po szczeblach kariery zawodowej itp., ale czy to przychodzi tak łatwo i od razu?
Opowiem Wam, jak to było u mnie, jak to się stało, że jestem teraz w tym miejscu i udaje mi się rozwijać siebie, pozyskiwać nowe kontakty, a przede wszystkim rozwijać własną firmę i zarażać ludźmi optymizmem i pogodą ducha.
Jako dziecko wychowałam się w pięknej wiejskiej aurze, ciągle związana z piękną naturą, mieszkałam na uboczu, w ciszy, daleko od zgiełku miasta. Z rodzeństwa jestem najmłodsza, mam dwie starsze siostry i brata. W naszym rodzinnym domu mieszkała babcia, która przebywała ze mną cały czas, od mojego urodzenia była z nami. Kochałam ją nad życie, była osobą bardzo wesołą, kreatywną, uśmiechniętą oraz życiowo bardzo mądrą. Często, kiedy wracałam ze szkoły podstawowej czekała na mnie w połowie drogi, wracałyśmy razem, opowiadała mi historie, podziwiałyśmy przyrodę, która kształtowała wewnętrzne piękno i wzajemne relacje. Rodzice wychowywali; mama nauczyła mnie życiowej gospodarności oraz odwagi, a babcia przekazywała cenny wspólny czas
i życiowe cenne wartości. To już wtedy kształtowała się kreatywność i pogoda ducha. Kiedy coś mi nie wyszło, babcia Zosia powiedziała: nie martw się, dasz radę przecież jesteś taką mądrą osobą, ja tu jestem i zawsze możesz na mnie liczyć. Wspólne spacery, wspólne opowiadania, historie, spędzone chwile, nawet wspólne kłótnie, z których można było tylko wyciągać wnioski, wspólne czytanie, słuchanie muzyki i tak można byłoby wymieniać w nieskończoność…
W czasie uczęszczania do liceum, także była dla mnie oparciem, szczególnie pomagając mi
w nauce j. niemieckiego, wsparciem mnie i motywacją. Zawsze powtarzała ucz się, rozwijaj się, bo nauka to potęgi klucz. Podkreślała, że nic łatwo nie przychodzi, trzeba najpierw dużo dać z siebie, żeby coś w życiu osiągnąć. Będąc w liceum nie do końca miałam sprecyzowane dalsze plany, marzyłam o psychologii. W liceum byłam przeciętną uczennicą, nie do końca wchodziły mi przedmioty ścisłe, stąd też planowałam bardziej kierunek humanistyczny. Przecież nie można być z każdego obszaru „dobrym”.
Po zakończonej edukacji z inicjatywy mojego starszego brata odbyłam staż zawodowy, nie mając ani dnia wakacji. Staż rozpoczęłam w Powiatowym Urzędzie Pracy tuż po zakończeniu szkoły. Nic kompletnie nie potrafiłam, zaś babcia powiedziała – nauczysz się, tylko musisz chcieć i nie bać się zdobywać wiedzy i o wszystko pytać. W między czasie ukończyłam kurs prawo jazdy, bo przecież babcia powtarzała musisz być samodzielna i niezależna. Będąc na stażu nie zarabiałam dużo, nawet o tym nie myślałam, bo przecież wiedziałam, że niewiele potrafię. Poznałam tam wspaniałych ludzi, pierwszy szef – Pani Ela. To mój zawodowy mentor, do dzisiaj wykorzystuje styl zarządzania w firmie polegający na budowaniu zaufania i pozytywnych relacji, ale także wymagania od pracowników. Moja pierwsza umowa po stażu w dziale księgowości – niemożliwa sprawa. Ja i cyfry, liczby? Dawałam radę, wtedy zajmowałam się Funduszem Pracy i rozliczaniem projektów unijnych. Ciekawym aspektem był fakt, iż w między czasie dostałam się na wymarzoną psychologię po wcześniejszym zdaniu egzaminów. Pracując w urzędzie, dostałam kolejną propozycję pracy w klubie pracy, gdzie prowadziłam aktywizację zawodową -wsparcie osób bezrobotnych, oraz później przedsiębiorców. Z racji tego, iż zależało mi, aby kształcenie nie było jednolite magisterskie, wybrałam kierunek bardzo zbliżony i pokrewny – ukończyłam licencjat i następnie studia magisterskie na kierunku psychopedagogika.
Pracując i studiując poznałam wiele ciekawych ludzi, ukończyłam wiele kursów, zdobyłam ogrom przydatnej wiedzy pracując ponad 6 lat. Prowadziłam szkolenia aktywizacyjne oraz z zakresu przedsiębiorczości, sama jeździłam na różnorodne szkolenia organizowane w całej Polsce. Na jednym szkoleniu, podczas którego podobała mi się organizacja, pomyślałam, że może i ja bym założyła własną firmę szkoleniową? Oczywiście pomysł mój skonsultowałam z moim życiowym mentorem- babcią, która powiedziała, wszystko możliwe tylko potrzeba czasu, skończysz studia, zdobędziesz jeszcze wiedzę i kto wie? Pewnie się uda, uśmiechnęła się. Dalej pracowałam, ukończyłam studia licencjackie, w między czasie podejmowałam dodatkową pracę, jako doradca zawodowy, prowadziłam aktywizację zawodową w ramach realizacji projektów unijnych, wtedy poznałam wspaniałych ludzi Kamilę i Grzegorza, z którymi współpracuje do dziś. Dalej pracowałam, szkoliłam się i studiowałam, miałam wyznaczony czas obrony pracy magisterskiej. W tym czasie przeżyłam ogromny życiowy kryzys – śmierć mojej babci Zosi, która była dla mnie wszystkim, wieczorem powiedziała „kocham Cię do jutra” jutra już nie było. Po miesiącu od śmierci babci miałam obronę – tak chciała, abym ukończyła studia, udało mi się, choć sama obrona była dla mnie trudna, bo myślałam ciągle o tym, co się stało. Wiedziałam, że dla niej to bardzo ważne, bo przecież chciała abym realizowała się i spełniała swoje marzenia. Powtarzała także, że warto mieć swoje cele, plany, „Bo przecież jeśli nie wiesz do jakiego portu płyniesz, żaden wiatr nie jest dobry” często powtarzała słowa Seneki. Po odbytej obronie uzupełniłam swoje wyksztalcenie w zakresie doradztwa zawodowego. Dalej pracując, uczestniczyłam w szkoleniu w zakresie BHP dla pracowników, osoba prowadząca szkolenie prowadziła je w sposób nieadekwatny do tego, czego ja się nauczyłam i wtedy pomyślałam może warto ukończyć studia w tym zakresie i prowadzić podobne szkolenia i usługi.
Minął rok od ukończenia studiów, uczestnicząc w różnorodnych formach kształcenia, realizując dużo godzin dodatkowej pracy, postanowiłam, że warto coś zmienić. Zmienić pracę. W głowie miałam ciągle pomysł własnej działalności, lecz obawiałam się postawić wszystko na jedną kartę. Otworzyłam działalność szkoleniową. Znalazłam pracę na ½ etatu, zostałam pedagogiem w szkole, w której sama kiedyś się uczyłam. Udało się połączyć pracę i własną działalność. W szkole moją inspiracją była świętej pamięci Pani Dyrektor, która mi zaufała i powiedziała: „Aniu witaj na pokładzie”. Nauczyłam się od niej wiele przydatnych rzeczy, a przede wszystkim poznałam świat edukacji, z którą obecnie prowadząc firmę spotykam się, na co dzień. Po około 4 latach pracy w szkole ze wspaniałymi uczniami, gronem pedagogicznym, stanęłam przed decyzją rezygnacji z pracy, którą bardzo było mi trudno podjąć, bo bardzo lubiłam tą pracę, ale nie mogłam czasowo sobie dać rady, gdyż firma zaczęła znacząco rozwijać się. I tak to się zaczęło … i trwa.